Przyśnił nam się sen o Warszawie.
O mieście budzącym się ze snu i przecierającym zaspane oczy.
Gdy na ulicach nie ma żywego ducha, tylko gdzieś w oddali słychać warkot silnika miejskiej śmieciarki, wybieramy się na spacer o świcie.
Niby znamy na pamięć te zaułki, tyle razy bywaliśmy tutaj, a jednak o tej porze czujemy się jak turyści.
Słońce leniwie wstaje oświetlając dawne mury obronne miasta. Na kocich łbach prowadzących na Stare Miasto słychać tylko nasze kroki i salwy śmiechu.
Jest rześko, więc aby nieco się rozgrzać urządzamy pod zamkiem spontaniczną zabawę w berka. W oddali majaczy Stadion i połyskuje Wisła.
Karta pamięci powoli się zapełnia kolejnymi ujęciami, a milczącymi obserwatorami tej eskapady są tylko gołębie i syrenka, której tarcza lśni w porannym słońcu.
Docieramy na mury Barbakanu, promienie słońca muskają delikatnie nasze policzki.
Taki warszawski sen nam się przyśnił.
Otwórz oczy, zbudź się.
Zaparzyłam nam aromatyczną kawę.
Skusisz się?