Posiadanie Dziadków to super sprawa. Wiem, co mówię od kiedy zostałam mamą. A najlepsi Dziadkowie to tacy mieszkający niedaleko. Albo piętro niżej, jak Dziadkowie małej Zuzy:)
Moi Dziadkowie, zarówno ci ze strony Mamy, jak i Taty niestety już nie żyją. Dziadka Edzia nie zdążyłam poznać, bo zmarł zanim się urodziłam. Babci Tili (Otyli) prawie nie pamiętam. Za to rodziców mojego Taty pamiętam znacznie lepiej, bo mimo dzielącej odległości, w miarę regularnie się widywaliśmy.
Rodzice pakowali mnie i mojego brata w naszego wściekle pomarańczowego dużego fiata i jechaliśmy przez pół Polski do Brodnicy. Tata lubił jeździć w długie trasy na noc, więc w siermiężnych wczesnych latach osiemdziesiątych, tylna kanapa auta była wyścielona kocami i poduszkami, na których z Tomkiem przesypialiśmy podróż. Nad ranem zajeżdżaliśmy do domu Dziadków. A tam z posiłkiem czekała już na nas Babcia Wanda. Babcia była doskonałym chefem w spódnicy we własnym domu. Nic dziwnego, skoro całe życie zawodowe poświęciła kuchni. Począwszy od wczesnej młodości, gdy w czasie wojny została wywieziona na roboty przymusowe, gdzie u bauera pracowała jako kucharka.
Babcia była twardą, surową kobietą, oszczędną w okazywaniu nam swych ciepłych uczuć. Ale kiedy myślę o tym teraz, po latach, jestem przekonana, że jej miłość do dzieci i wnucząt przejawiała się przede wszystkim w… karmieniu nas pysznymi potrawami, które wychodziły spod jej magicznych rąk. Babcia była niezrównaną gospodynią i świetną kucharką. Nigdy nie zapomnę smaku zupy ogórkowej, gruszek z octowej zalewie, kiszonych ogórków czy peklowanego mięsa, które przyrządzała.
Gdy dzisiaj myślę o naszych wizytach w brodnickim domu Dziadków większość sytuacji pamiętam jak przez mgłę. Pomagają mi czarno-białe zdjęcia i opowieści Taty. Nic dziwnego, w końcu miałam zaledwie 12 lat, gdy Babcia zmarła. Pochodziła z małej wsi Krzewie niedaleko Kutna, zaś Dziadek Mietek przed wojną mieszkał z rodzicami i bratem Jankiem we wsi Mołotków niedaleko Krzemieńca (czyli na Kresach, aktualnie Ukrainie), gdzie mieli gospodarstwo. Babcię i Dziadka wojna wygnała z domów rodzinnych i zaniosła do Rzeszy, gdzie zostali wywiezieni na roboty przymusowe w rolnictwie. Tam się poznali. I tam też (niedaleko Hamburga, w Dolnej Saksonii) przyszedł na świat mój Tata.
Dziadkowie po wyzwoleniu przez aliantów mieli możliwość wyjechać na Zachód, ale Babcię ciągnęło do Polski. Trafili więc jako tzw. osadnicy na Dolny Śląsk, niedaleko Wałbrzycha, do Głuszycy. Tam, jak tysiące innych Polaków wykorzenionych z rodzinnych domów, zajęli opuszczone w popłochu przez Niemców gospodarstwo. A po kilku latach wylądowali w samym sercu krainy jezior, czyli w Brodnicy, gdzie Dziadek Mietek znalazł pracę w zakładach mięsnych.
Dziadek postawił dom na brodnickiej ziemi, tam urodził się brat mojego Taty, tam Dziadkowie mieszkali aż do śmierci. Przy domu mieli niewielki sad i maleńkie gospodarstwo, w którym hodowali kury, jakbyśmy je dzisiaj nazwali „szczęśliwe”, bo dziobiące to, co leżało na ziemi. Gospodarstwa zawsze pilnował pies, owczarek niemiecki. Pamiętam dorodne ogórki i pomidory, które rosły u Dziadków. W sadzie rosły drzewa owocowe: jabłka, gruszki, czereśnie. No i te porzeczki i agrest prosto z krzaczka…
Dziadkowie byli wytrawnymi grzybiarzami. Doskonale wiedzieli, gdzie w okolicy warto wybrać się na obfite grzybobranie. Bladym świtem Dziadek odpalał swoją emzetkę i mknęli z Babcią do lasu za Zbiczno. Z takich wypraw zawsze wracali z pełnym koszem grzybów.
Bardzo żałuję, że po Babci Wandzie nie zachował się żaden z jej zeszytów z przepisami kulinarnymi. Oczami wyobraźni widzę, jak mogłabym czerpać inspiracje z jej kulinarnej spuścizny. No cóż, zachowało się zaledwie kilka kartek z przepisami, a wśród nich przepis na sernik. Postanowiłam go nieco odświeżyć i przystosować do współczesnych czasów (w których nikt już nie mieli twarogu, lecz kupuje gotowy produkt w wiaderku:)). Jak mawia Piotr Bałtroczyk, daję Wam go dziś, abyście mogli cieszyć się jego smakiem. I tak jak ja piec ten sernik nie tylko na specjalne okazje.
Bo może jest w tym jakaś ciągłość pamięci..?
SERNIK BABCI WANDY A.D. 2016
Ajka Posiadanie Dziadków to super sprawa. Wiem, co mówię od kiedy zostałam mamą. A najlepsi Dziadkowie to tacy mieszkający niedaleko. Albo piętro niżej,… bez glutenu Sernik Babci Wandy, czyli jak karmić bliskich European DrukujSkładniki
- 750 g twarogu tłustego lub półtłustego albo twarogu sernikowego z wiaderka (dobrej jakości, np. z Piątnicy)
- 250 g ugotowanych, nieosolonych ziemniaków przeciśniętych przez praskę
- 150 g masła niesolonego, miękkiego
- 350 g cukru
- 6 jajek (o temperaturze pokojowej)
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1/2 szklanki rodzynków
- 1/4 szklanki posiekanej skórki cytrynowej lub pomarańczowej
- opcjonalnie: cukier puder lub zmiksowane maliny do podania
Instrukcja
Jeśli używamy twarogu, mielimy go trzykrotnie przez maszynkę. W dużej misce łączymy twaróg z ziemniakami za pomocą miksera. Żółtka oddzielamy od białek. W osobnej misce z białek i szczypty soli ubijamy sztywną pianę, odstawiamy na bok. Do miski z twarogiem dodajemy masło, cukier, łyżkę mąki oraz żółtka. Miksujemy całość do uzyskania jednolitej masy. Następnie dodajemy rodzynki obtoczone w pozostałej mące i skórkę cytrynową/pomarańczową. Na koniec do masy dodajemy białka i delikatnie (łyżką) łączymy całość.
Masę sernikową przekładamy do żaroodpornej formy do pieczenia (z obręczą) i pieczemy ok. 1 h w piekarniku nagrzanym do temperatury 170ºC (termoobieg). Sernik po upieczeniu pozostawiamy w piekarniku przy uchylonych drzwiczkach.
Sernik po schłodzeniu posypujemy cukrem pudrem lub polewamy malinowym musem.
Smacznego:)