Dobrowolna kwarantanna sprawiła, że zakupy spożywcze robimy raz w tygodniu, co wymusza potrzebę skrzętnego przygotowywania listy zakupów. Kupujemy chleb, z czego część zamrażamy, resztę zjadamy przez kilka kolejnych dni, pod koniec ratując go odgrzewaniem w tosterze. Na podorędziu zawsze są jabłka, gruszki i jakieś głęboko zamrożone owoce typu wiśnie. Pod ręką też są zawsze płatki migdałowe, których używam do pieczenia ryby z suszonymi pomidorami i grana padano. A stąd już blisko do kulinarnych słodkich eksperymentów, na które jest czas tylko w weekendy.
Bo od poniedziałku do piątku mamy młyn. Praca zdalna na sześćdziesięciu metrach kwadratowych, gdzie wypowiadane przeze mnie zdanie „Idę na szkolenie” nabiera zupełnie nowego znaczenia. S. pyta: „Na szkolenie?”. „Tak, za półtorej godziny jestem z powrotem”, odpowiadam, po czym biorę pod pachę laptopa i zamykam się w sypialni. Na klucz:)
Od dwóch tygodni ciocie z przedszkola już nie wysyłają kart pracy, więc organizujemy sobie z Zu indywidualnie zajęcia czytając książeczki, kolorując kolorowanki i rozwiązując zadania w gazetkach typu „Abecadło przedszkolaka”. Mamy z moją córką system zmianowy: część czasu poświęcamy na zabawę, część czasu pracuję z zegarkiem w ręku, a gdy tego czasu jest zbyt mało, to z premedytacją włączam bajki lub „Śpiewające brzdące”. I odpuszczam. Trudno. Nie będę idealną matką w czasach pandemii. Za to raz w tygodniu mam wielkie wyjście do biura, aby ogarnąć gromadzącą się papierologię.
Wyjazd do biura nabiera wręcz sakralnego znaczenia. Jest synonimem wolności, choć to nieco inny jej wymiar, bo przecież jadę w konkretnym celu. Wyskakuję z przysłowiowych dresów, robię sobie oko (coby tusz do rzęs doszczętnie nie wysechł), zakładam biżuterię, maseczkę na twarz i upajam się kilkugodzinną niezależnością. Czytaj: odklejam się od roli matki i opiekunki domowego ogniska, a staję się pracownikiem pełną gębą;) Dyskretny szum pracującej drukarki, odgłosy za oknem śródmiejskiej kamienicy i żarty z koleżankami, które od czasu do czasu też wpadają na „biurowe spa” (sic!) są balsamem dla duszy i umysłu;) W tym czasie Zu bryka pod czujnym okiem Dziadków. Hmm, kto by pomyślał, że wyjście do pracy może sprawiać tyle radości…
A wracając do weekendów, to polecam Wam jedno z najszybszych ciast świata. Co prawda jego przygotowanie nie teleportuje Was do cichego biura, ani na plażę i miejscówkę w cieniu palem, ale może nieco odwrócić uwagę od tu i teraz.
Przed Wami jogurtowe z wiśniami i kardamonem.
Oklaski!;)I
CIASTO JOGURTOWE Z WIŚNIAMI I KARDAMONEM
Ajka Dobrowolna kwarantanna sprawiła, że zakupy spożywcze robimy raz w tygodniu, co wymusza potrzebę skrzętnego przygotowywania listy zakupów. Kupujemy chleb,… słodkie Nowy wymiar wolności i ciasto jogurtowe z wiśniami i kardamonem European DrukujSkładniki
- 200 g mąki pszennej
- 180 g jogurtu naturalnego (najlepiej typu greckiego)
- 3/4 szklanki cukru trzcinowego
- 1/4 szklanki oleju
- 2 jajka
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1,5 szklanki mrożonych wiśni, wydrylowanych
- 1/4 łyżeczki mielonego kardamonu
- 2 łyżki płatków migdałowych
- cukier puder do posypania
Instrukcja
Cukier i jajka ubijamy mikserem na jasną, puszystą masę. Następnie dodajemy jogurt, olej i dosypujemy partiami mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Całość miksujemy na średnich obrotach, tylko do połączenia składników.
Ciasto przelewamy do formy wysmarowanej olejem i obsypanej bułką tartą (lub wyłożonej papierem do pieczenia). Na wierzchu układamy wiśnie, posypujemy równomiernie kardamonem i płatkami migdałowymi.
Ciasto pieczemy ok. 45 minut w temperaturze 170°C (termoobieg) lub do suchego patyczka.
Po ostudzeniu wierzch posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego:)